wtorek, 26 lutego 2013

***

Bywają dni, że mogłabym godzinami rozpamiętywać to, co wydarzyło się kiedyś, jak kiedyś było wspaniale, inaczej, lepiej. Bywają też dni, kiedy zmiany w teraźniejszości dobijają tak mocno, że nie chce się nic. Mogłabym godzinami zanudzać każdego, ile straciłam ostatnimi czasy, ile ważnych rzeczy się skończyło, spodziewanie mniej lub bardziej, ile razy uświadomiłam sobie swą naiwność na różnych płaszczyznach i pluć sobie za każdym razem w brodę. Od dawna nie spotkało mnie nic naprawdę dobrego, nic, co pozwoliłoby mi na odrobinę motywacji do działania i nadziei na cokolwiek w przyszłości. Właściwie, to czuję się trochę tak, jakbym straciła już wszystko. Wszystkie szanse, wszystko to, co jakoś udało mi się osiągnąć. Nigdy nie traktowałam rzeczy i stanu jako pewnik, bo życie nauczyło mnie, że sytuacja może zmienić się diametralnie w przeciągu sekundy, pod wpływem drobnostki, czasem nawet bez większego powodu. Niestety już nie wierzę, że rzeczy dzieją się ,,po coś''. Może powinnam zacząć uczyć się na błędach i w końcu otworzyć oczy. Ale nie sądzę, by prędko to nastało.