środa, 14 maja 2014

Eurowizja, czyli jak poważnie Polacy traktują tandetny konkurs piosenki

W sobotę byłam z koleżankami na mieście na imprezie w klubie 1500m2, podczas której miałam okazję usłyszeć DJ set byłego członka zespołu IAMX i Ethana Katha z grupy Crystal Castles (o którym powiem później), więc ominął mnie cyrk związany z nieistotnym konkursem piosenki - Eurowizją. W zasadzie nie do końca nawet mnie ominął, bo dzięki dorobku naszej cywilizacji i dostępności internetu poza domem, zostałam poinformowana o całej szopce od znajomych na bieżąco. Wygrała Austria - jakaś Kiełbasa czy inna Conchita - spoko, nie przywiązałam do tego większej wagi tego wieczoru i bawiłam się dalej. Wróciłam w środku nocy do domu, w którym czekał na mnie facet i do niedzielnego wieczora byłam praktycznie w kondycji ''nie ma mnie dla nikogo''.

Prawdziwym zderzeniem z zadziwiającą dla mnie rzeczywistością było wejście do sieci i odkrycie w niej szturmu wiadomości na temat kobiety z brodą, a w zasadzie faceta w sukience (choć dla wielu różnica ta była niedostrzegalna). Ogromna ilość negatywnych komentarzy, których autorzy popadali w niezłą skrajność, pisząc o nadchodzącym upadku cywilizacji, upadku Europy, o tym słynnym złym gender, homoseksualistach, lewakach i ogólnym zepsuciu. Nawet Kaczyński stwierdził coś podobnego, choć jego opinia akurat mnie nigdy nie interesowała, więc nie ma to dla mnie większego znaczenia. Znaczenie ma jednak to, jak ludzie potrafią z tak błahej sprawy zrobić problem i to na skalę europejską, a nawet światową! Czyżbyśmy już zapomnieli o tym, na jak wysokich obcasach chodził Prince? Czy naprawdę nikt już nie pamięta Ziggy'ego Stardusta - postaci wykreowanej przez Bowiego, której makijażu i koturnów zazdrościła niejedna laska? Ba, nawet Polska miała występ dawniejszej Conchity Wurst w 1938 roku w Łomży, gdzie za 20 groszy można było obejrzeć Mrs Ralson - kobietę z brodą i wąsami. Dlaczego więc tegoroczna zwyciężczyni (zwycięzca?) wzbudza takie kontrowersje, skoro temat Drag Queens czy wyżej wspomnianych gwiazd nie wzbudza dziś żadnych większych emocji? Czy naprawdę trzeba być, cytuję, ''lewackim ścierwem'', by móc przejść obojętnie wobec takich zjawisk, które w zasadzie nikomu i niczemu nie zagrażają?

Szczerze mówiąc, to nie do końca rozumiem, w czym problem. Pomijając już samo zjawisko ogólnie - zastanawia mnie, czy naprawdę boli Polaków facet z brodą noszący sukienkę, czy aby nie to, że dla wielu ludzi było to zwyczajnie ciekawsze od ubijania masła przez słowiańskie panny Donatana i trudno jest im się z tym pogodzić. Jak widać, standardy w różnych krajach europejskich są różne i być może reszta Europy podeszła do tego konkursu tak, jak powinna - bez kija w dupie i bez poczucia, że ten konkurs cokolwiek znaczy. Bo nie znaczy nic. Czytałam wiele opinii, w których ludzie pytali: czy to jeszcze konkurs piosenki, czy już cyrk? Osobiście myślę, że jedno nie wyklucza drugiego, a Eurowizja jest idealnym tego przykładem. W związku z tym - czy naprawdę chcemy wygrywać w takich konkursach my, jako naród? Niech każdy sam się nad tym zastanowi, czy naprawdę warto podchodzić tak poważnie do niektórych spraw - szczególnie wtedy, gdy ktoś wyraźnie chce zrobić sobie z widzów zwyczajne, kolokwialne jaja.

Wracając do samej sobotniej imprezy i występu Ethana Katha - impreza miała zacząć się o godzinie 22. Wpuszczali od 22:30, a line-up dostępny był jedynie w lokalu, więc szłam w ciemno. Okazało się potem, że Ethan wchodzi o 1:45 i gra do 3:00, więc z mojego pierwotnego planu powrotu o 1:00 nie było mowy. Kilka drinków i 4 godziny później, set się zaczął. Po tylu godzinach oczekiwania spodziewałam się czegoś lepszego, ale miło było wyrwać się na trochę i potańczyć z dziewczynami.