sobota, 7 listopada 2015

...

Najgorszym uczuciem jest silna potrzeba uzyskania i odczuwania perfekcji, kiedy wszystko wokół wydaje się mdłe i przeżute jak stare sznurowadła. Wszystko musi być perfekcyjne, bo inaczej nie ma sensu. Cudownie, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem. Tragicznie, kiedy nastąpi nagła i nieprzewidziana często zmiana planów. Mój perfekcyjny plan już został zniszczony. Moje perfekcyjne lustro zostało bezpowrotnie porysowane. Gonić króliczka, którego nigdy nie da się złapać, bo nie istnieje naprawdę. Perfekcja rodzi porażkę, a porażka rodzi poczucie bezsensu.

Plan. Zrobić to, potem tamto, a potem ma być satysfakcja. Zamiast satysfakcji pojawia się jedynie ulga, że już po wszystkim. Robię, bo wypada, bo trzeba. Robię, bo powinnam. Ale nie czuję ani satysfakcji, ani radości, ani nawet minimum zadowolenia. Czuję jedynie ulgę, że już po wszystkim, że nic mnie już nie czeka.

A jednak jest nijako i rzygam już tym, że nie widać niczego na horyzoncie. Wszystko wydaje się fałszywe i nieistotne. Kiedyś takie nie było, kiedyś przestanie takie być. Za rok, za dwa, za dziesięć. A po roku wszystko jest tak samo słabe. I tak co rok.

Spadłam z karuzeli i nie potrafię wsiąść na nowo. Nie wiem nawet, czy chcę, bo nawet bez tego mam zawroty głowy i nudności. Tak źle, a inaczej jeszcze gorzej. Tutaj nie ma zwycięstwa, jest tylko mniejsze zło. Wybór między bólem głowy a bólem brzucha. Osobiście wolę ból brzucha, ale co z tego, skoro to nadal boli. Myśl pozytywnie i doceniaj to, co masz. Przecież to nawet nie brzmi sensownie. I nikogo to nie obchodzi.