Moje życie, jak w tytule, i jak wiadomo to już od jakiegoś czasu, jest dosyć mdłe, nijakie, szaro-bure, nudne i, w gruncie rzeczy, nie mam nawet szczególnie o czym pisać, jeśli chodzi o typowo pamiętnikowe sprawy. Część spraw się poprawiło i naprostowało, pracy dalej nie mam i już nie będę chwilowo jej szukać, bo muszę w końcu skupić się na nauce do egzaminów maturalnych, do których zostało szalenie niewiele czasu i myśl o tym mnie przeraża, ale niestety nie napędza do działania (ah, ta prokrastynacja). Chwilowo jest jednak dosyć spokojnie i w końcu przebieg wydarzeń spoczywa na tej górnej sinusoidzie, niemniej muszę wziąć swoje sprawy w swoje ręce, bo, na litość boską, niedługo już całkiem przyrosnę do łóżka albo krzesła.
Udało mi się zmobilizować do przejścia na dietę, bo w ostatnim czasie przybyło mi paru nadprogramowych kilogramów, a obecny tryb odżywiania nie spełniał swojej podstawowej funkcji - odżywiania, zamiast którego jedynie się najadałam. Zaczęłam od początku tego tygodnia, więc jutro będzie dopiero trzeci dzień, ale mam nadzieję, że uda mi się wytrwać dłuższy czas. Staram się jeść lżej, mniej, zdrowiej i mniej kalorycznie. Więcej warzyw i chwytliwych produktów z serii ,,light'', mniej pustych kalorii. I mniej wizyt u babci, bo dzisiejsza nauczyła mnie, że nie wyjdę od niej bez zjedzenia kawałka ciasta, a to dobrze na początek mojej diety nie wpłynie, jeśli będę zbyt często do niej wpadać.
Od jakiegoś czasu przestałam brać leki z sertraliną. Nie do końca był to świadomy i planowany wybór, wcześniej po takich próbach nie byłam w stanie funkcjonować po paru dniach, ale że nie odnoszę większych skutków ubocznych odstawienia niż nadwrażliwość, wieczne rozdrażnienie i lekkie przybicie, toteż postanowiłam wykorzystać ten przypadek i nie brać ich więcej, a przynajmniej przez jakiś czas dać sobie z nimi spokój, dopóki nie jestem pod opieką lekarza. Właściwie czuję się nawet nieco ,,odblokowana'', choć zastanawiam się, czy faktycznie jestem i zawsze byłam tak nerwowa, czy to tylko objaw odstawienny i pewnie przekonam się o tym za jakiś czas, gdy organizm odzwyczai się od sztucznych endorfin. I oby nastąpiło to jak najszybciej, bo te ,,naturalne'' potrafią być baaardzo przyjemne ;)
Za oknem zrobiło się po nowym roku strasznie biało, co właściwie mnie cieszy, bo jesienne widoki w styczniu nie są najbardziej motywujące, a zawsze milej popatrzeć na płatki śniegu za oknem w bezsenną noc, chociaż wolałabym móc zasnąć.