środa, 31 grudnia 2014

Nowy rok, nowe podsumowanie, ale bez nowych postanowień.

Święta minęły, a ja odnosiłam dotychczas wrażenie, że nie minęło aż tak dużo czasu od poprzedniego posta. Czas jednak strasznie szybko leci, szczególnie wtedy, gdy przesypia się połowę dnia, jak to wygląda w moim przypadku od dłuższego czasu. Pogoda również nie sprzyja wykluciu się z nory, choć jakiś czas temu zaczęło mi to lepiej wychodzić niż dotychczas. Święta i związana z nimi przerwa w uczęszczaniu na uczelnię spowodowały, że się całkowicie rozleniwiłam i mój zegar biologiczny znowu rozchwiałam do granic możliwości rozpoczynając dzień w porze obiadowej, a czasem nawet i później. Siedzę więc teraz po godzinie 2 w nocy i marnuję kolejne minuty, podczas których powinnam już od dawna spać. Właściwie to i tak jutro nigdzie nie wychodzę, bo w tym roku nie mam w perspektywie spędzenia nigdzie sylwestra poza domem, więc nie muszę nigdzie się spieszyć i mam czas. Nie chcę skupiać się na negatywnych momentach minionego roku, więc napiszę jedynie, co udało mi się zrobić i z czego jestem zadowolona. Przede wszystkim cieszę się z tego, że w końcu wzięłam się za siebie i udałam się po pomoc do terapeuty, dzięki czemu widzę już drobną poprawę od kiedy we wrześniu nastąpił kryzys. Przy odrobinie wsparcia z zewnątrz jest mi dużo łatwiej dbać o swoje sprawy i próbować funkcjonować tak, jakbym chciała. Jeszcze daleka droga przede mną, ale pierwsze kroki już uczyniłam i jestem z tego zadowolona. Staram się również nie stawiać sobie celów wybiegających zbyt daleko w przyszłość (choć z tym akurat bywa trudno, szczególnie po ponad czterech latach związku i posiadaniu różnych wizji na temat dalszego, mam nadzieję, że wspólnego, życia) i takich, które wykraczałyby zbytnio poza moje możliwości. Nie chcę się dołować drobnymi porażkami ani tym, gdy nie uda mi się wykonać czegoś na sto procent. Wydaje mi się, że udaje mi się powoli przestawać być dla siebie tak surowa i cieszyć się z małych sukcesów, krok po kroku. Jest to dla mnie istotną zmianą podejścia ze względu na to, że rozdrapywanie drobnych porażek do skali tragedii działa na mnie mocno demotywująco, przez co nie dostrzegam szansy na zmianę z przyszłości, ani nie widzę też zmian, które już zaszły i które zachodzą w danym momencie. Nie chcę przewartościowywać negatywnych rzeczy i skupiać na nich swojego życia, bo składa się ono z wielu innych aspektów. Nie muszą otaczać mnie idealni ludzie, idealne przedmioty, a ja sama również nie muszę być idealna. Perfekcjonizm jest destrukcyjny jak każda inna utopia. Chciałabym też zacząć wartościować bardziej cechy nabyte niż nabyte rzeczy, które tak naprawdę nie powinny mieć większego znaczenia, a jednak gdzieś tam krąży ciągle wrażenie, że zawsze czegoś brakuje. Jestem zła na siebie za swój konsumpcjonizm i chęć posiadania wszystkiego i brak cierpliwości w pozyskiwaniu różnych dóbr. Chciałabym bardziej być niż mieć, ale lubię mieć i otaczać się ładnymi rzeczami. W rezultacie jestem zagracona ładnymi rzeczami, z których nawet nie korzystam. Ale są.

Miało nie być skupiania się na negatywach i nowych postanowieniach, a już się pojawiły. Wszak postanowienie, że się nie będzie niczego postanawiać, to też postanowienie.

Ludzie pytali mnie w czasie świąt, czego mogą mi życzyć. Pierwszą moją myślą było jednomyślnie: spokoju. Ale nie takiego spokoju od świata, który sobie zapewniam razem z kosztami w ramach konsekwencji, ale spokoju ducha, bym mogła cierpliwie i bez zbędnych emocji rozpoczynać każdy dzień i stawiać czoła większym i mniejszym wyzwaniom. Bym mogła mieć na tyle poukładane w środku, by chciało mi się chcieć. By móc czerpać więcej z życia i nie marnować czasu, który przecieka przez palce nawet nie wiadomo kiedy. I być może zabrzmi to banalnie, ale więcej radości. Po prostu. Zbyt wiele niepotrzebnych zmartwień sobie nakładamy zamiast cieszyć się z tego, kim jesteśmy, kto nas otacza i jakie mamy możliwości każdego dnia do eksplorowania świata. Nawet tego najbliżej nas, o którym często zapominamy i odkładamy go na później. Tego również życzę wam, o ile ktoś to w ogóle czyta. No i zdrowia, choć ze spokojem ducha to i o zdrowie dużo prościej. Żyjcie. Nie wegetujcie. Niech nie stanowi to większości waszego życia, by je tylko przetrwać. Bądźcie dla siebie dobrzy.