piątek, 1 maja 2015

Co dalej?

Czasem się zastanawiam, jak wyglądałby świat, gdyby mnie nie było. Nie doskwiera mi przebrzmiałe ego, żeby uznawać się za centrum świata i mój upadek jako upadek wszystkiego, natomiast chciałabym wiedzieć, co się stanie, jak mnie zabraknie. Przede wszystkim - czy będę pośmiertnym obserwatorem potencjalnej rozpaczy, jaka ogarnie kilku bliskich ludzi? Kiedyś myślałam, że to niesprawiedliwe, że ma się tylko jedno życie i po nim niczego nie ma. Jako osoba niewierząca nie jestem w stanie uwierzyć w życie pozagrobowe, jednak chciałam kiedyś się mylić. Teraz chyba mam inne zdanie na ten temat i wcale nie chciałabym mieć niczego po dniu ostatecznym. Co najwyżej zamienić się w nowe życie przez reinkarnację.

Rozumiem ludzi, którzy nie boją się śmierci. Nie mówię o samym umieraniu, szczególnie tym bolesnym i długim, ale o tym, co będzie już po wszystkim. Wierzę w to, że nie będzie niczego. A tego nie ma sensu się bać. Moje samopoczucie bywa tak tragiczne, że miewam ochotę przestać walczyć.

Na dzień dzisiejszy jednak bardziej martwi mnie moja przyszłość najbliższa. Czas po studiach, kiedy chciałabym się uniezależnić od nikogo, jednak boję się, że to niemożliwe. Zawsze jest się od kogoś zależnym, a w naszym kraju bez partnera nawet ciężko o zdolność kredytową na małe mieszkanie. I co to za niezależność, kiedy jedyną szansą na wyprowadzkę od rodziców jest związanie się z kimś innym na długie lata, a nawet na zawsze? Chyba nawet nie wierzę w to, że ktokolwiek chciałby ze mną dokonać takich zobowiązań. Wszak nic tak nie łączy ludzi jak kredyt. Boję się, że będę do końca życia mieszkać z mamą (do końca jej życia, nawiasem). Kocham ją, ale nie wyobrażam sobie tego. Chciałabym się wyprowadzić, mieć swoje mieszkanie, zabrać kota i uwić sobie małe gniazdko. Czuję, że nie mam nic swojego na tym świecie i to mnie męczy.

Kolejny raz zastanawia mnie, czy człowiek biorąc leki staje się sobą i ten sztuczny marazm odchodzi w zapomnienie, czy to właśnie ten marazm jest prawdziwy, a leki tylko go maskują? To pytanie wydaje mi się kluczowe w ustaleniu tego, kim jesteśmy.