Czasem pokładamy w coś tak wielkie nadzieje, że tworzymy sobie w głowie ogromną, gorącą bańkę, którą pielęgnujemy z oddaniem wszystkich emocji i całego nakładu serca. Bańka ta krąży i krąży, jest obecna przez całą dobę w naszych myślach i podnosi nas na duchu, ociepla chłód serca i nie daje rozsądkowi dojść do głosu. Przychodzi jednak moment, kiedy bańka pęka, a jej elementy rozbryzgają się na całej naszej twarzy, na całym ciele i duszy, zostawiając piekące i bolesne ślady, o których ciężko zapomnieć. A Ty przyjmujesz tę bańkę, bo to twoja bańka, bo to to, czym żyłeś tak długo. I budujesz kolejną bańkę, która raz na jakiś czas znów Cię parzy, jak meduza swoimi mackami.
Chciałabym życzyć każdemu mniej naiwności, żeby klapki spadły z waszych oczu i żebyście nie wierzyli w coś, co nie istnieje. Złamane lusterko można skleić, ale nadal zostanie wyraźna rysa. Nie miejcie nadziei, że kiedykolwiek zniknie. bo nie zniknie. Będziecie czekać, czekać, udawać, że nie widzicie tego pęknięcia, aż w końcu zobaczycie je na tyle wyraźnie, że wy sami rozpadniecie się z bólu na pół i już nic nie będzie takie samo. Motyle w brzuchu szybko zamieniają się w gulę w gardle, a im dłużej trwa ta transformacja, tym większa gula się tworzy. Nie traćcie czasu na kogoś, kto nigdy nie odwzajemni tego, co czujesz. Nie czekajcie, aż to minie, a inne dopiero nastąpi. Nie nastąpi, choć trudno w to uwierzyć i to zrozumieć, a jeszcze trudniej się z tym pogodzić. Nie jestem pewna, czy w ogóle można do końca to zaakceptować.
I więcej optymizmu. Mimo wszystko.
optymizm jest konieczny, bez niego dzisiaj ciężko żyć. a bańka... ech chyba jedną właśnie tworzę...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam (: