wtorek, 25 sierpnia 2015

Przedwrześniowy kryzys.

Złapał mnie chyba mały kryzys w związku z końcem lata, bo, pomimo, że rok akademicki rozpoczynam dopiero za ponad miesiąc, w telewizji już od jakiegoś czasu widnieje coroczny miks zeszytów, podręczników (ba, nawet reklamy kredytu na wyprawkę), a pogoda też zaczęła zsyłać pierwsze deszcze i powoli zaczyna być czuć jesienną aurę, dosłownie też. Nie mam już żadnych planów wyjazdowych na ten rok, więc sezon wypraw mogę uznać za zamknięty. Czuję, że coś się kończy, ale nie czuję, że to zwiastuje początek czegokolwiek innego.

W najbliższej perspektywie nadchodzi tylko wesele obcych dla mnie osób. Zostałam bowiem zaproszona jako osoba towarzyska, a wydaje mi się to wysoce niestosowne, by odmówić partnerowi. Dawno nie byłam na weselu i ślubie. Ostatnie było chyba mojej mamy z ojczymem jakieś 14 lat temu, więc nie pamiętasz tego za dobrze nawet. Wydaje mi się jednak, że średnio mi się podobają takie imprezy. Sama nie wiem - masa starszych cioć i babć (i to cudzych) pijących wódkę i tańczących do disco polo. Drętwa jestem, ja się do disco polo bawić nie umiem i nie chcę. Czuję, jak każda kolejna minuta z Boysami niszczy połączenia między moimi neuronami. To szkodzi bardziej niż alkohol, a alkohol szkodzi mi też na żołądek, więc nawet zbytnio nie wypiję, by znieczulić to cierpienie. Dostanę pewnie schabowego, którego nie tknę, i zostaną mi suche kluski do rosołu. No ale nic. Może nie będzie tak źle. 

Cały czas jestem w trakcie robienia prawa jazdy. Dzisiaj udało mi się zdać teorię za pierwszym podejściem i czekam na przepisanie do nowego ośrodka jazdy w celu rozpoczęcia jazd (wybór pierwszej był niestety nieporozumieniem, na które szkoda mi czasu i pieniędzy). 

Ludzie są jednak dziwni. Przez chwilę wydawało mi się, że nie są, ale wszystko wraca właściwie do tej pierwotnej normy. Subiektywnej, ale normy. Ja też w tym wszystkim jestem dziwna, jednak nie gwarantuje to szansy na znalezienie porozumienia między światem zewnętrznym. Nie wiem już nawet, co w związku z tym czuć, bo z wiekiem przestaję czuć cokolwiek odnośnie takich rzeczy. Opisuję chłodno zdarzenia, stwierdzam fakty. I nie odbieram tego emocjonalnie. Pierwsze oczko w rajstopach zawsze boli najbardziej, a potem można już samemu rozrywać dalej. To bez znaczenia. Kiedyś cerowałam takie rajstopy, dziś szkoda mi na to chyba energii. Życie daje więcej możliwości niż cerowanie starych, przechodzonych rajstop. Taką mam przynajmniej nadzieję (jeszcze).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz